niedziela, 12 sierpnia 2012

Chapter One

MUSIC

3 miesiące później…
Noc. Błyszczące gwiazdy rozświetlały leśną ścieżkę, prowadzącą do małej chatki położonej na obrzeżach miasta. W oddali dało się dostrzec małą dziewczynkę zmierzającą właśnie w tamtym kierunku. Tupot jej drobnych stóp rozbrzmiewał niemalże na kilkanaście metrów. Biegła. Nie patrząc pod nogi, najwyraźniej przed czymś uciekała. A może jednak… przed kimś ?Po chwili, straciwszy równowagę upadła z łoskotem na ziemię, przypominając bezbronne zwierze. Nagle zza drzewa wyłoniła się postać. Po posturze bez wątpienia można było stwierdzić, iż  to mężczyzna. W lewej dłoni zdołało się ujrzeć przedmiot. Człowiek bez wahania podszedł do dziecka, które wylewało ze swych oczu rzekę łez. Uniósł swoją własność, której ostrze mieniło się w poświacie nocy, i….
[WYŁĄCZ MUZYKĘ]

Obudziłam się cała zlana potem, machinalnie doprowadzając się do pozycji siedzącej. Ponownie koszmar. Ponownie TEN SAM koszmar. Od kilku, a nawet kilkunastu dni co noc byłam świadkiem tego makabrycznego snu, choć nigdy, przez całe 17 lat życia, nie miałam okazji obejrzeć horroru. Jedyna myśl, która zaprzątała mi bez końca głowę, to dlaczego  zawsze wybudzałam się z tej mary w takim akurat momencie? Albo po prostu sama nie chciałam tego ujrzeć…
Z podirytowania całym tym koszmarem, upadłam na łóżko, zaciągając się lawendowym zapachem poduszki oraz wtulając się w biały,  przypominający śnieżny puch koc, a wzrok wbiłam delikatnie pożółkły sufit Sierocińca w Doncaster, w hrabstwie Yorkshire. Tak-wiele działo się przez ten czas. Pozwolicie, że w skrócie przytoczę Wam ostatnie trzy miesiące.

W dzień mojego bliższego spotkania z CACKIEM, które nie skończyło się zbyt szczęśliwie, jeszcze po północy zostałam przetransportowana do szpitala. Tak-sam ON pofatygował się, aby wyważyć drzwi, usłyszawszy mój upadek. Tak dla wyjaśnienie, określenie ON odnosi się do mojego ojca, a może odnosiło… ?Ale o tym później opowiem… Mniejsza z tym. Wracając do tematu. W jego oczach zdołałam dostrzec przerażenie i… poczucie winy. Przez chwilę nawet pomyślałam, że czuł się winny za to wszystko co do tej pory się wydarzyło.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Jak zawsze, zaczęło się od pytań: JAK?GDZIE?DLACZEGO?  Doskonale potrafiłam kłamać. Ukryć przed kimś prawdę, nie stanowiło dla mnie jakiegokolwiek problemu. Przez te 7 lat od śmierci mojej rodzicielki zdołałam w każdej sytuacji przybrać kamienną twarz, nie uwydatniając swoich emocji. Lecz tego dnia nie wytrzymałam. Coś we mnie pękło. Nie mogąc powstrzymać łez opowiedziałam, niemalże wykrzykując całą moją historię. Te dni, w których zamykałam się z „przyjaciółką” w łazience, czas w którym nie mogłam uczęszczać do szkoły, z powodu mojego wyglądu, który został LEKKO naruszony… Przez szybę oddzielającą gabinet lekarski od poczekalni, widziałam jedynie zawistny wzrok ojca. Widocznie przeczuwał, że dłużej nie zdołam „trzymać języka za zębami”. Po chwili ujrzałam policjantów, zmierzających w jego stronę, którzy następnie nałożyli ma jego nadgarstki kajdanki, kierując się w stronę drzwi frontowych. I takim oto trafem ostatni raz ujrzałam swojego opiekuna… Przez kilkanaście tygodni leżałam w odizolowanym pomieszczeniu bez żadnych ostrych przedmiotów, widując wyłącznie lekarzy i psychologów.
Lecz to jeszcze nie koniec. Z tego względu, iż nie ukończyłam tej magicznej bariery osiemnastu lat( tak, co z tego, że brakuje mi tylko 4 miesięcy….), a nikt z mojej dalszej rodziny, nie posiadał wystarczających środków na utrzymanie mojej osoby, po odbyciu swojej dłuższej wizyty w szpitalu, chcąc nie chcąc zostałam umieszczona w domu dziecka. A co najgorsze, nie w moim rodzinnym mieście-Londynie (choć chyba nie mogę jego nazwać „rodzinnym”…Nevermind) tylko o 171 mil od niego oddalonym Doncaster.

I tak oto znalazłam się w tej małej, ale jednak przykuwającą sporą uwagę mieścinie. Choć przybywając tutaj nikogo nie znałam oraz nie posiadałam  żadnych swoich rzeczy - nie licząc CACKA, z którym nie rozstawałam się na dłuższy czas-czułam, że polubię to miejsce. I jak przewidziałam, tak się też stało. Można nawet powiedzieć, że Doncaster stało się moim nowym domem. Tutaj każdy miał „przeszłość”. Każdy inną, lecz zakończoną takim samym skutkiem…


Nie mogąc zasnąć, obracałam się z boku na boku lustrując pokój, któremu mogłam przypisać miano MÓJ. Choć dzieliłam go z jedną dziewczyną, wydawał mi się on większy od całego tamtego mieszkania w Londynie. Pastelowo ściany nadawały mu przyjemnej aury, która dawała się we znaki o każdej porze dnia i nocy. Ciepłe obrazy sprawiały, że można tu było poczuć się jak w domu. W BEZPIECZNYM domu.


-Valerie, wstawaaaaaaaj!- usłyszałam piskliwy, dziewczęcy głos, dochodzący zza moich pleców. Ospale obróciłam się na drugi bok, machinalnie przecierając oczy i ujrzałam roześmianą twarz współlokatorki.

-I co się szczerzysz?! Nie widzisz, że chciałam jeszcze pospać!- chłodno odburknęłam na zaczepkę, zerkając na telefon. Mina dziewczyny mimowolnie zrzedła, po czym automatycznie skarciłam się w myślach. NIENENIE! Dlaczego byłam tak nie miła dla Sally? Tak-takie właśnie imię nosiła. Bogu ducha winna, zawsze musiała ucierpieć na moich bezpodstawnych docinkach wymierzonych w je osobę. Dziewczyna naprawdę zdawała się być bardzo fajna. Jej rudawe włosy okalały pucułowatą twarz, którą zdobiły usiane gdzieniegdzie piegi. Piwne oczy, z których z można było czytać jak z otwartej księgi oraz usta, wydęte w obróconą podkówkę sprawiały, że nawet na twarzy najnieszczęśliwszego człowieka zagościłby szczery uśmiech. Rumieńce oraz nad wyraz długie rzęsy dodawały dziewczynie  wdzięku. I jeszcze to ciepło, które biło z jej serca. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś odczuwał taką empatię jak ona. A ja w taki podły sposób cały czas ją traktowałam. To nie jej wina, że raz w życiu nie mogę być dla kogoś miła… Nie jej wina, że boję się komukolwiek zaufać…
„Czas to zmienić”- powiedziałam sobie w duchu.
-Przepraszam Sally. Może… zaczniemy wszystko od początku?- oznajmiłam, próbując obdarować ją najszczerszym uśmiechem. I chyba mi się to nawet udało. Zaskoczona moją nagłą zmianą, nie mało co zahaczyła o kant łóżka. Wręcz miałam zamiar uchronić dziewczynę przed upadkiem, lecz ta wskazała gestem, że wszystko w porządku, siadając na własne łóżku, przyklepując poduszkę.
-Więc… chciałaś mi coś powiedzieć, tak.. ?-nieśmiało zapytałam, po dłuższej, przepełnioną ciszą chwili.
-A… tak!- gwałtownie poderwała się z łóżka, wyglądając jakby ocknęła się z jakiegoś transu-Za jakieś 10 minut powinnyśmy schodzić na śniadanie. Więc musimy się zbierać. Ja się przebiorę w pokoju, a ty zmykaj do łazienki.
Sally nie czekając na moją reakcję, rzuciła się pędem w stronę szafy, szukając czegoś odpowiedniego.
Westchnęłam głęboko, chcą już podążyć w stronę garderoby, lecz wtem po całym pokoju rozległ się donośny dźwięk, który wskazywał , że ktoś próbuje się ze mną skontaktować.

1 new messages


Automatycznie wcisnęłam przycisk viev, po czym na mojej twarzy mimowolnie zagościł uśmiech.


Cześć. Jak się masz? Robisz dziś coś ciekawego? I tak btw. mam dla Ciebie niespodziankę...
Paul xx

Tak właśnie brzmiała treść wiadomości. Dla wyjaśnienia-Paul to jeden z moich przyjaciół. A dokładnie JEDYNY przyjaciel. Poznałam go jakieś pół roku temu na internetowym czacie, więc dokładnie znał moją historię… Aktualnie mieszkał w Londynie, lecz urodził się w Doncaster. Taaa, jak się pozna jakiś fajnych ludzi to muszą mieszkać na drugim krańcu państwa. To tak jakby się „wyminęliśmy”. No niestety, jak to się teraz mówi taki lajf, jaka świnia taki schab. Cholernie cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak on. Tylko i wyłącznie dzięki codziennemu kontaktowi z Paulem, jakoś przebrnęłam przez pierwsze dniu w sierocińcu. Nawet z jego pomocą, choć szczerze powiedziawszy nadal nie mogę uwierzyć, że to dzięki kilunastom  wiadomością, zdołałam odstawić CACKO. Wskazał mi inną drogę. I był jedyną osobą, której potrafiłam zaufać.  Nie myślcie sobie, że się w nim jakoś zadurzyłam czy coś. Nie, nic z tych rzeczy. Był dla mnie jak starszy brat…Chyba…
Po raz dziesiąty przeczytałam treść wiadomości, lecz najbardziej zaciekawiło mnie ostatnie zdanie (…) niespodziankę…
-Ekhem…- z rozmyślań wyrwała mnie Sally, która ze zniecierpliwienia tupała stopą o podłogę-Ja tu mam zamiar się przebrać-oznajmiła, wskazując na stertę ubrań.

Rzuciłam jej tylko przepraszające spojrzenie, odkładając (czyt:rzucając) telefon na łóżko, z zamiarem późniejszego odpisania. I tak znając moją zdolność do zapamiętywania rzeczy, które muszę wykonać nie odpiszę. Nie zdziwiłabym się, gdyby chłopak (taak chłopak, choć osiągnął już pełnoletność) pewnego razu zerwałby ze mną kontakt. No bo po co miałby się zadawać z osobą, która tylko się odzywa, gdy chcę zasięgnąć porady? Ale chyba na tym polega przyjaźń …Eh. Nevermind.
Zanurkowałam w głąb mojej szafy, w poszukiwaniu dzisiejszego stroju. Po chwili ruszyłam w stronę łazienki niosąc czarne jeansy, biały T-Shirt oraz granatowe trampki. Z pewnością zastanawiacie się teraz dlaczego nie wzięłam skarpetek? Otóż… według mnie ta część garderoby jest zbędna. No bo na co komu dodatkowe zabezpieczenie przed zimnem? Skoro ma się buty… No i jeszcze ten zapach…. Dobra. STOP! Dlaczego ja myślę o skarpetach? Only Valerie…
-Wiesz, że zostały nam 3 min do śniadania. Masz świadomość, że pani Tracy nie lubi gdy ktoś się spóźnia!- ponaglała mnie współlokatorka, a ja odpowiedziałam jej tylko wymownym uśmiechem, znikając za framugą drzwi.


-Wow, szybka jesteś!- wychodząc z łazienki dotarł do mnie wesoły ton głosu Sally, która… stała z zegarkiem w ręce (??) nie kryjąc swojego zdumienia-2 minuty i 36 sekund. Ty chyba nowy rekord.

-Ty naprawdę sprawdzałaś ile czasu zajmuje mi mycie, ubieranie i czesanie?- zapytałam ironicznie, niemalże to stwierdzając-Szkoda, że nie wpuściłam cię do środka. Sprawdzałabyś przynajmniej czy nie oszukuję.
Dziewczyna nie zareagowała na moją aluzję, tylko teatralnie wywróciła oczyma(łaaał, ona powinna zostać aktorką. Ty było takie…profeszynal)
-Chodź!- złapała mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę drzwi. Nie no, siły to jej nie brakuje.
-Ale ja muszę jeszcze wziąć telefon!- odparłam ,wyrywając się z ucisku Sally, próbując nałożyć jednego z trampek.
-Jak chcesz-oznajmiła, przy okazji zdejmując sweterek ze stojaka –Pójdę jeszcze zdobyć najlepsze kąski, za nim szarańcza się zleci. Do zobaczenia!
Szybkim susem podbiegłam po komórkę, bezustannie próbując doprowadzić się do nienagannego stanu. Ugh, gdzie jest ta cholerna łyżka do butów!

I tak oto opuściłam nasz pokój, skacząc na jednej nodze, z niemocy ubrania tego jednego buta, a w lewej dłoni trzymając ledwo działającą Nokię, próbując odpisać koledze. Taaaak… Only Valerie Adams.
                                                                             ~*~

TADAAAAM!
Jak widzicie, pierwszy rozdział dodany. Osobiście... średnio mi się on podoba, bo uważam, że zjechałam końcówkę...No ale opinia należy do Was.
Wpierw kilka spraw organizacyjnych (jak to mądrze brzmi .o.o):
Po pierwsze: rozdziały mam zamiar zamieszczać dwa razy w tyg., lecz wiadomo, że mogę się nie wyrobić, więc proszę o wyrozumiałość.
Po drugie: Jeżeli chcielibyście być informowani o nowych rozdziałach, pozostawcie w komentarzu swojego twittera lub numer gg.
Po trzecie: MASSIVE THANK YOU za trzech obserwujących. Dobrze wiem, że inne strony mają po 100, a dla mnie to wiele znaczy. Mam świadomość, że nie pisze tego opowiadania tylko i wyłącznie dla siebie.

A co to rozdziału. Wiem, że zbyt dużo się nie działo, lecz chciałam w nim przedstawić ogólnie sens opow. W następnym rozdziale dowiecie się o wiele więcej... *złowieszczyśmiech*

No i moje codzienne pytania. Jak sądzicie, co wydarzy się dalej? Jaką przeszłość skrywa Valerie ?

Następny rozdział: środa-czwartek

~Yuumy.xx ( mój tt: @NagaShaaw)


BTW. Jeżeli podoba Wam się mój blog, to czy moglibyście porozsyłać go znajomym? Z góry dzięki. :)

BTW2.Zapraszam Was również na blog, który prowadzę z moją przyjaciółką: <klik> Niestety, już niedługo pojawi się na nim epilog. ;c I na „fejsbukowego” fanpage’a poświęconego Kevinovi:<klik>
BTW3. MASSIVE TAHNK YOU X493048344845 dla tych, którzy przeczytali ten mój cały monolog. :D

Od pewnego czasu mam fazę (na Hazze, tak. xD) na wieszaki. Dlatego takie zdjęcie. :D


1 komentarz:

  1. a strzelę se taką nazwę choć i tak się domyślisz kto to XD12 sierpnia 2012 15:12

    pierwszy raz w życiu przeczytałam tak długi rozdział #życioweskucesy łatwo domyślić się mojej opinii, zawsze używam tego słowa w twoich opowiadaniach, so.. xd i want i want i want next :3

    OdpowiedzUsuń