sobota, 23 marca 2013

Chapter Ten

MUSIC

*Sally*
‘No pięknie. Znów się spóźnię na śniadanie’ pomyślałam, szukając jakiegoś stosownego sweterka do wrześniowej pogody. Niestety, i tym razem pogoda skąpa byłA nam ofiarować choć odrobinę jesiennego słońca. Jak zawsze musiał padać deszcz. Od tych 17 lat, odkąd się tu urodziłam NIGDY jeszcze nie zawitała do nas ta prawdziwa jesień, którą ukazują w programach telewizyjnych. Ja się pytam dlaczego? Też bym chciała sobie wychodzić na spacery do tych kolorowych parków i rzucać się z przyjaciółmi w sterty liście… No może nie samemu się w nich turlać, bo nie chcę się ubrudzić, ani zepsuć fryzury, lecz oglądać innych w takich pozycjach byłoby ciekawie.
Wreszcie wyciągnęłam z mojej, niestety mało obszernej szafy różowy sweterek w czarne serduszka. Wiem, że wszyscy uważają to za dziecinadę, ale ja naprawdę uwielbiam ten kolor. A nieskromnie mówiąc, naprawdę mi pasuję. Zawsze marzyłam o tym, aby Valerie też coś takiego założyła. Jej brązowe włosy są stworzone do tego, aby nosić jaskrawe dodatki. Niestety w jej szafie takich gadżetów nikt nigdy nie znajdzie. A’propo szafy, to nie mogę pojąć, jak one mieści w niej swoje wszystkie ciuchy. Jej mebel jest jeszcze węższy od mojego, a na dodatek oddała mi jedną półkę. Wow…
Pędem pognałam w stronę mojej toaletki, zawiązując niedbale różową kokardką swojego koka. Założyłam kilka bransoletek i wreszcie byłam gotowa do wyjścia. Lecz tym razem miałam jeszcze jedno zadanie. Turkusowy kalendarz na w prawym rogu naszego pokoju wskazywał datę:


23.09.2013

a pod spodem dopisane było :


Urodziny Valerie

Tak, właśnie dziś Valerie kończyła osiemnaste urodziny. Wiedziałam, że to magiczna data dla niej i chciałam, żeby jak najlepiej ją uczciła, a potem zapamiętała. Największe problemy za to miałam z wyborem prezentu. Niby dziewczyna nie była wybredna, lecz chciałam aby prezent jej się spodobał. Otworzyłam moją szkatułkę z różnymi dziwactwami, wyjmując z niej małe, pudełeczko. Wewnątrz znajdowała się się…
Moje rozczulania się nad drobnym przedmiotem przerwał donośna melodia, a dokładnie Heart Attack w wykonaniu One Direction (no bo Harry ma tam cudowną solówkę) dobiegająca z mojego telefonu. Ślamazarnie zwlokłam się z przed toaletki i ruszyłam w stronę aparatu, rzucając się na łóżko. 
-Tak Valerie, zaraz schodzę. Przepraszam, ale musiałam się jeszcze ogarnąć. Wiesz, te babskie sprawy…- wyszczebiotałam do telefonu, nie patrząc nawet kto jest adresatem rozmowy. Bo to mogła być tylko Valerie, chyb…|
-E…- wydukał męski głos, a ja o mało co nie spadłam z posłania. Nie licząc tego, że spaliłam największego buraka wszechczasów, zrobiłam z siebie największą idiotkę. Pierwszą moją myślą, było jak najszybsze odrzucenie połączenia. Ale wtedy zdałam sobie sprawę, że to i tak nic nie da. Próbując opanować moje zawstydzenie, ponownie rozpoczęłam rozmowę.
-Przepraszam, myślałam że to moja przyjaciółka. W jakiej sprawie pan dzwoni?- zapytałam, udając jak najbardziej opanowany ton głosu, na jaki w owej chwili było mnie stać. Czułam, że mężczyzna jest rozbawiony całą tą sytuacją, lecz chwilę później ze stoickim spokojem zabrał głos.
-/Yyy. Cześć Sally. To ja, Louis. Louis Tomlinson. Mam do ciebie ważną sprawę.
Moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy, przez co o mało telefon nie wypadł mi z dłoni. Wybałuszyłam oczy, stojąc jak słup soli, nie wiedząc co powiedzieć.
-O boże, Louis. To naprawdę ty?! O boże, o jezu, skąd masz mój numer? Pewnie Harry ci dał..
-/Sally, ja…
-A nie, przecież Harry’emu też nie dawałam. To pewnie od Valerie…
-/Sally, uspokój się…
-Boże, boże? Mów, po co dzwonisz.-nadawałam jak zaczarowana, nie mogąc opanować swojego podekscytowania-Jezu, mój idol do mnie dzwoni. Sam z siebie. I ma jeszcze do mnie ważną sprawę…
-/Czy mogłabyś się uspok…
-A jest z tobą może też Harry? Bo chciałabym…
-/Sally, z łaski swojej ZANKNIJ SIĘ!- wrzasnął podirytowany chłopak, akcentując dwa ostatnie słowa. Nastała cisza, lecz ten po chwili się roześmiał.
-No, widzę że czasami również też słuchasz swojego idola.-oznajmił ciepłym głosem, rozładowując tą niezbyt przyjemną atmosferę.
‘Sally, ogarnij się. To tylko twój idol’
Dobra, to jednak nie było dobre wytłumaczenie.

-Mów, o co chodzi-powiedziałam jak najbardziej opanowanym tonem, próbując ponownie nie zrobić z siebie idiotki, szukając kluczy od pokoju.
-No bo widzisz…- zaczął Tomlinson z pewną nutą tajemniczości w głosie.-Dziś są urodziny Valerie i mam pewną niespodziankę dla niej. Ale ty musisz mi w tym pomóc.
Wiedziałam, Tomlinson zawsze coś wymyśli…

*Valerie*
‘Brad Pitt ma nowego psa. Nazwał go Humie!’
Taki tytuł nosił dzisiejszy, główny nagłówek artykułu w The Times. Siedziałam przy stoliku w stołówce, męcząc miskę płatków, czytając tamto badziewie i czekając na Sally. Myślałam, że to ja mam problemy z ogarnięciem się z rana, lecz ta dziewczyna przekraczała wszelkie możliwe granice. Ile można się stroić? Przecież idziemy do szkoły, a nie na wybory Top Model…
Tym razem, jednak wiedziałam, że nie to ją zatrzymało. Już od kilku dni trzebiotała o moich urodzinach jak nienormalna. Teraz pewnie szukała prezentu dla mnie, bo nie mogła się do niego dokopać w tej zagraconej szafce.
Nie żebym narzekała... To naprawdę bardzo miłe z jej strony, że chcę mi sprawić jakąś niespodziankę. Doceniam to, na ale… Nie rusza mnie zbytnio fakt, że jestem już pełnoletnia i zaraz będę musiała opuścić jedyne miejsce, gdzie mogę czuć się bezpiecznie. Co prawda, dom dziecka zapewnia mi schronienie do ukończenia szkoły, ale i tak wiem, że muszę już zacząć żyć na własną rękę. A do tego mi nie spieszno. Znając życie, nie znajdę pracy w małym Doncaster, a jeżeli będę chciała rozpocząć studia, to najbliżej będzie mi do Londynu. A tam, powrócą pewnie wszystkie wspomnienia…

-Cześć Valerie!- przywitała się promiennie Valerie, siadając na przeciwko mnie, zarzucając swoim grubym, miedzianym warkoczem-Radzę ci trochę przyspieszyć ze śniadaniem, bo spóźnimy się do szkoły. A jak się nie mylę, masz dziś test z biologii!

Właśnie, na dodatek biologiczka musiała zapowiedzieć sprawdzian. Widziałam jej uśmiech, gdy wpisywała termin testu do dziennika. Automatycznie jej się wyświetlają  urodziny uczniów. Boże, jak ja nie cierpię tej baby. 

Ponownie wlepiłam wzrok w swoje śniadanie, próbując zjeść jeszcze trochę.
Ale..
Wait..
Zwróciłam wzrok na dziewczynę, przyglądając jej się badawczo. Siedziała na wprost mnie, przeglądając The Times jak nigdy by nic. Miała tak rozradowaną twarz, jakby przed chwilą zamieniła pogawędkę ze swoim idolem. Jakby zupełnie zapomniała o moich urodzinach. 
{jeżeli czytasz ten rozdział, napisz w komentarzu UP ALL NIGHT. z góry dzięki autor xx} Nie żebym teraz była tym zszokowana, bo szczerze mówiąc nie chciałam niczego świętować, ale ta sytuacja była podejrzana. I wydawała się nad zbyt spokojna…
Wstałam z miejsca, biorąc swoją czarną, skurzaną torbę, odkładając tacę z naczyniami do okienka ze zmywakiem i ruszyłam w stronę wyjścia. Sally automatycznie pognała za mną, rozpoczynając swoje wywody na temat swojego dzisiejszego, jakże ‘intrygującego’ snu.
-Sally, nie pamiętasz jak dziś jest dzień?- zapytałam ni stąd nie zowąd, wlepiając w nią wzrok. Dziewczyna wpierw zmarszczyła brwi, a potem się rozpromieniła.
-No pewnie… przecież dziś środa!- krzyknęła i ruszyła przed siebie, wymachując swoją różową torbą.
Przystanęłam na chwilę, kiwając głową z dezaprobatą.
Coś jest tutaj nie tak…

~W tym samym czasie~
*Louis*
-Tak, tak Sally. No to wszystko ustalone…Hmm.. spróbuję..Tak, pozdrowię Harry’ego… Tak, trzymaj się... Do zobaczenia..-zakończyłem rozmowę, rzucając telefon na łóżko. Jak narazie pierwsza część mojego planu, przebiegała znakomicie. Teraz jeszcze kolejne.
Rozpromieniony zbiegłem po schodach, wrzeszcząc na prawo i lewo, że za 5 minut ‘ZEBRANIE W DUŻYM POKOJU’. W taki sposób zawsze się zwoływaliśmy, aby ogłosić jakieś ważne wieści. Rozsiadłem się na turkusowej sofie, czekając na chłopaków. Po chwili zza framugi wychylił się prawie nagi Styles, okryty jedynie kocem, zaspany Zayn, a za nim niezbyt lepiej wyglądający Horan i Liam. Z punkty widzenia osoby trzeciej musiało to dość zabawnie wyglądać. Czwórka zaspanych gości, wyglądających jak widma i jeden, rozpromieniony, jakby się czegoś naćpał.
-Tomlinson, jeżeli to nie jest nic ważnego, a  NA PEWNO to nie jest nic ważnego, zakatrupię cię gołymi rękoma! - wysyczał Zayn, zakasając rękawy od koszuli.
Zaśmiałem się melodyjnie, rozciągając się na kanapie.
-No chłopcy, szykujcie się. Zaraz wyjeżdżamy do Doncaster!- oznajmiłem, no co cała czwórka od razu się obruszyła i nawet Malik zaprzestał swoich lamentów. Stali jak słupy soli, nie wiedząc o co chodzi. Nie powiem, wyglądało to przezabawnie.
-A, no i Harry…- przypomniałem sobie, opuszczając salon i ponaglając przyjaciół-masz pozdrowienia od swojej ‘jedynej Sally’
Chłopak jeszcze raz się obruszył, będąc jeszcze bardziej zdezorientowany całą sytuacją. Poklepałam towarzysza po ramieniu, oznajmiając że o 10.00 wyruszamy.
No to zapowiada się niezła jazda…

____________________________________
Witajcie kochani !
Wreszcie rozdział dodany. Jak widzicie, poznajecie w nim bliżej Sally. Myślę, że na razie nie będzie kluczową postacią, lecz kto wie.. Mam do niej plany :33
Przepraszam, że tak rzadko się pojawiają kolejne rozdziały, ale naprawdę w ciągu tygodnia mam masę zajęć.

Powoli zbliżają się święta, czyli wolne. Dlatego myślę, że w następnym tygodniu pojawi się next :)))
KOMENTARZ = JEDNA DAWKA POKRZEPIAJĄCEJ ENERGII. :)Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na:
TT : EVERYBODY LIES, BABY
ask.fm : NagaShaaw

Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem, to bardzo miło mi ciebie tutaj powitać. Jeżeli podoba ci się moje opowiadanie, to zapraszam do dodanie się do obserwujących bądź w zakładce "informowani' proszę podać swojego tt (:

*Zaznaczajcie w ankiecie, jeżeli jesteście stałymi czytelnikami bloga :))
*Nastąpiły zmiany w niektórych zakładkach.
*Niedługo zaktualizuję kolejne nominacje do Liebster Award. 

Jeszcze raz : mam nadzieję, że wam się podoba i proszę o pozostawienie śladu po sobie.
~Wasza yuumy.

niedziela, 3 marca 2013

Chapter Nine



(…)-Louis, poczekaj. –usłyszałam ponownie ten melodyjny głos, automatycznie się odwracają w jej stronę-Przecież jeszcze nadal ci się nie przedstawiłam.
Wybuchłem gromkim śmiechem, mówiąc że ‘wreszcie poszłaś po rozum do głowy’. Wyciągnęła w moją stronę nieznacznie dłoń i uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Mam na imię Valerie. Valerie Adams.
Poczułem jak moje serca nagle przestaje pracować, a oddech staje się płytki. Ręce zaczęły mi się automatycznie pocić, a wargi stały się suche. Żołądek związał mi się w supeł, przez który nie mogłem wydukać ani jednego słowa. Wpatrywałem się w jej zielone tęczówki, zdając sobie sprawę z tego, że przez całe trzy dni miałem chyba klapki na oczach.

Jak mogłeś wcześniej nie dostrzec, że to twoja Valerie, idioto…  Ktoś, kto jest dla ciebie najbliższą osobą, przez te 3 miesiące…

                                             ~*~
-Louis…Lou..Loueh… POWIEDZ COŚ WRESZCIE!- wydarł mi się wprost do ucha Harry. 
Siedziałem w naszym tour busie oparty twarzą o szybę samochodu wpatrując się w krople spływające po szybie. 
Typowa brytyjska pogoda..brrr. Choć nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń do deszczu, po prostu chyba się już do niego przyzwyczaiłem, tym razem było zupełnie inaczej. Taki stan jeszcze bardziej wprawiał mnie w zamysł i smutek. Może nie sam ‘smutek’, ale uczucie do tego zbliżone. Od bitych trzech godzin, siedząc w tym cholernym busie, rozmyślałem tylko nad jedną sprawą. Jak mogłem być aż takim idiotą? Żeby nie poznać tej Valerie? Jedynej w swojej rodzaju. Dziewczyny, która przez głupie sms’y wywoływała u mnie tyle pozytywnej energii? Dzięki której otrząsnąłem się po śmierci rodziców. Dzięki której mój świat stał się lepszy…



Niechętnie zwróciłem twarz w stronę chłopaka, ukazując mu wymowny uśmiech. Wiedziałem, że ten jeden gest już mu starczał, żeby zrozumieć, że coś jest nie tak. Nie dało się ukryć. Styles znał mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. Ba, nie zdziwiłbym się, gdyby lepiej ode mnie samego. Był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Był moim bratem, któremu mogłem zawsze zaufać. Był dla mnie największym wsparciem. Oczywiście każdego z chłopaków uwielbiałem tak samo i nigdy bym nie zdołał wybrać między nimi, ale tylko z Harry’m łączyła mnie niewidzialna więź. Potrafiliśmy się dogadać się bez słów, jak najbliższe rodzeństwo.
-Mów, co nabroiłeś, Tomlinson.- wypalił na tyle głośno chłopak, że pozostała trójka automatycznie zaprzestała swoje dotychczasowe zajęcia. Takim oto trafem, czworo par oczu wpatrywało się centralnie w moją osobę. Jedynie Niall co chwilę przerywał kontakt wzorkowy, bo musiał przecież wygrzebać kolejne ciastko z opakowania. Spuściłem wymownie głowę, mając nadzieję, że wymigam się od odpowiedzi. Lecz słysząc ponaglanie Zayna, moje ‘nadzieja’ prysła jak bańka mydlana. No dalej Tomlinson, powiedz swoim przyjaciołom jakim jesteś idiotą…
-Poznałem prawdziwą Valerie. – wydukałem po chwili, unosząc głowę w stronę chłopaków. Ich reakcji mogłem się spodziewać. Trzy rozciapierzone twarze wpatrywały się we mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. {jeżeli czytasz ten rozdział, napisz w komentarzu TAKE ME HOME. z góry dzięki autor xx} Ponownie, jedynie Horan nie był zbytnio przejęty całą sytuacją, wygrzebując kolejną paczkę żelek.
-Agle tof tchyba dyobrze, żke się pozknaliście, ngie? Przynajmniej wszystko sobie wyjaśniliście, że ty to Paul i tak dalej…– wypalił blondyn z buzią pełną od słodkości.
-Chłopie, ale ty czasami jesteś ciemny ! - Zayn uderzył swoją dłonią w sam środek swojego czoło, strzelając tzw. ‘fejspalma’. Reszta wywróciła oczami, a Horan nie wiedząc o co chodziło jego towarzyszom, ponownie zabrał się zabrała jedzenie.
-No wiesz Niall, tak wyszło że…
-Nie powiedziałeś jej, że ty Ta Paul, prawda?- przerwał mi Liam, z tym swoim politowaniem w oczach. Pokiwałem nieznacznie głową, na co wszyscy  wypuścili ze świstem powietrze śmiejąc się ze mnie.
-No to może nam chociaż powiesz, którą z tych dziewczyn była twoja Valerie? – zapytał po chwili pytania Harry. I tego obawiałem się najbardziej, choć szczerze mówiąc, nie miałem do tego żadnych  powodów. Po prostu, jakoś dziwnie się z tym czułem.
-No to ten…- zacząłem, bawiąc troczkiem od bluzy- Valerie to ta dziewczyna, którą Niall i Zayn- zwróciłem się w stronę chłopaków- nie chcieli przyjąć na swoje zajęcia. A ty i Liam poznaliście ją na tym przyjęciu pożegnalnym.
Horan słysząc te słowa, zakrztusił się żelkiem, kaszląc w niebo głosy. Na szczęście Liam był blisko niego i opanował tą całą sytuację, choć sam był zszokowany. Zayn i Harry siedzieli naprzeciwko mnie, z otwartymi buziami, nie wiedząc co powiedzieć. Tak jak myślałem, okazało się to dla nich wieeeeelkim zaskoczeniem.
-Ale..że to..naprawdę…. ONA?- wydukał jakby z niesmakiem Horan, przez co aż krew zaczęła we mnie wrzeć. Nie ma prawa mówić w taki sposób o mojej Valerie… to znaczy… o Valerie po prostu.
-Tak, to ta dziewczyna, o której mówiłeś, że jest dziwna i którą wykreśliłeś z listy ‘potencjalnych Valerie’- wysyczałem na jednym oddechu i aż poczułem ukucie w klatce.
-Ej, chłopaki spokojnie…- zaczął Liam, lecz ktoś mu przerwał.
-Uuuu, Horan. Chyba trafiłeś w słaby punkt naszego Tomlinsona. Ktoś tu się….- w tym momencie moja złość dosięgła zenitu, przez co nie było dane skończyć Zayn’owi swojej myśli. Rzuciłem się na przyjaciela, choć  prawdę mówiąc,  nie wiem dlaczego tak zareagowałem. To było coś silniejszego ode mnie.

-Ok., to teraz spokojnie. – oznajmił Harry spokojnym głosem, gdy już wszyscy przywróciliśmy się do stanu używalności. Nadal byłem zdenerwowany na mulata z kpienie z tej całej sytuacji, na ale cóż. Na niego nie da się długo gniewać. –Naprawdę nigdy jakoś nie zauważyłeś, że Valerie to właśnie ona? Nic ci jej nie przypomniało?
Ostentacyjnie pokiwałem przecząco głową, lecz w tym momencie wszystko do mnie wróciło. Nagle, przypomniałem sobie nasze wszystkie rozmowy od tych 3 miesięcy.  Przecież sama mi siebie opisywała, mówiła o swoich zainteresowaniach! Nawet wspominała o tym, że gra na gitarze! No i w domu dziecka dzieli pokój z jedną taką blondynką, o imieniu Sally? Louis, ale ty jesteś tępy.. Strzeliłem tak zwanego ‘fejspama’ ze swoje głupoty, a potem prałem głowę o łokcie, chcąc…
-Właśnie sobie przypomniałeś rzeczy, o których mówiła ci wcześniej Valerie, ale ty dopiero teraz o nich sobie przypomniałeś, prawda? – zapytał, a niemal oznajmił Liam, dokładnie znając mój tok myślenia. Nie musiałem nawet przytakiwać, bo wiedziałem że przyjaciele to już wiedzą. Zayn znów nie mógł wytrzymać przez co wymsknęło mu się ‘Ale ty jesteś głu…’ ale nie było mu dane skończyć, bo Lokowaty uderzył gazetą w głowę chłopaka, przez to ten od razu ucichł. Dało się słyszeć jedynie ciche skomlenie mulata ‘za co to…?!’ i krótką odwiedź Hazza ‘ty już wiesz za co’. Dzięki Harry, ale tym razem Zayn miał cholerną rację. JESTEM IDOTĄ.
-Too… co masz zamiar dalej z tą sytuacją zrobić?- zapytał cicho Niall, tym razem jak najbardziej normalnym głosem. Spodziewałem się tego pytanie. Ale najgorsze był to, że nie znajdywałem żadnej odpowiedzi…
-Ni wiem.-złapałem się za głowę-Nie mam zielonego pojęcia.
Znacie to uczucie, gdy nie wiecie co dalej począć? Nie potraficie podjąć żądnego kroku? Tkwicie jakby w martwym punkcie, z którego nie ma jakiekolwiek wyjścia. Punktu, który…
-Ahh. Szkoda. Bo jak się nie mylę, to wspominałeś, że niedługo są jej urodziny..- powiedział Zayn, nawet z nutą smutku w głosie.
Tak, 18. Urodziny Valer…
-ZAYN, JESTEŚ GENIUSZEM !-wrzasnąłem na cały bus, przez co nawet nas szofer odwrócił głowę stronę krzyków. Pomachałem mu nieznacznie, mówiąc że wszystko w porządku. Potem rzuciłem się na mulata, ściskając go najmocniej jak potrafiłem. Pozostała trójka patrzyła się na mnie, jakbym wypił chyba hektolitry red bulla, albo najadł się szaleju. 
Dopiero po chwili, gdy usłyszałem cichy szept Zayna ‘Louis, dusisz…’ automatycznie go puściłem, przez co ten opadł bez ducha na siedzenie rozmasowując kark.
-Zakładam, że właśnie wpadłeś na jakiś szalony pomysł, i oczywiście nic nam o nim nie powiesz, prawda? – zapytał Harry z rozczarowaniem wypisanym na twarzy. No niestety, ten pomysł jest tylko mój. Rozłożyłem się wygodnie na fotelu, posyłając pozostałym szatański uśmieszek i zamknąłem mimowolnie oczy. Uwaga uwaga, plan Tomlinsona niedługo zostanie wcielony w życie, mvahahaha.


_________

Witajcie kochani !
Jak widzicie, kolejny rozdział za nami. Nie ma w nim dużo akcji, ale mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu.
KOMENTARZ = JEDNA DAWKA POKRZEPIAJĄCEJ ENERGII. :)
Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na:
TT : EVERYBODY LIES, BABY
ask.fm : NagaShaaw

Jeżeli jesteś nowym czytelnikiem, to bardzo miło mi ciebie tutaj powitać. Jeżeli podoba ci się moje opowiadanie, to zapraszam do dodanie się do obserwujących bądź w zakładce "informowani' proszę podać swojego tt (:

Jeszcze raz : mam nadzieję, że wam się podoba i proszę o pozostawienie śladu po sobie.
~Wasza yuumy. 



czwartek, 21 lutego 2013

Chapter Eight


MUSIC


18.09.2012 18:36

„Drogi Pamiętniku, ( jejku, to tak strasznie oficjalnie brzmi)
Kolejny raz do ciebie zaglądam, nie wiedząc o czym chcę tu napisać. Cóż… nigdy nie sądziłabym, że to napiszę, ale te trzy dni warsztatów były najlepszymi trzema dniami w moim życiu. Naprawdę. Dawno już się tak nie bawiłam. Co do mnie nie podobne, cały czas się śmiałam i uśmiechałam. Oczywiście nie mogło obejść się bez moich sarkastycznych i ironicznych docinek, lecz mimo to, było obłędnie.
W drugi dzień warsztatów każda z grup wyjechała na łono natury. Czy to jakiś park, albo las. Cokolwiek. Sally oczywiście się pochwaliła, że jej… ‘Haroldzik’ ( ledwo co to napisałam) pochwalił ją za to, że ma naprawdę niesamowity głos i powinna rozpocząć  karierę muzyczną. Podobno rzuciła się na niego w tym parku, a wszyscy mieli z niej taką polewkę i aż buraka spaliła. No ale chociaż jedno jej marzenie się spełniła. „Powaliła’ swojego idola. Może nie urodą czy wdziękiem, ale siłą w stu procentach. 
Tomlinson za to wybrał, co mnie niezmiernie ucieszyło, ustronną polanę na obrzeżach Doncaster. Nigdy jeszcze tam nie byłam, ale widok który tam ujrzałam, od razu przypadł mi do gustu. Wielkie jezioro, majce cudowny turkusowy kolor, a na nim kilka małych łódeczek. Wpierw każdy myślała, że Louis żartuje i nie będziemy musiały do nich wejść. Lecz Tomlinson, jak Tomlinson. Zaprał się tak, że nikt nie mógł go przekonań. Ostatecznie wyszło na to, że graliśmy na gitarach próbując utrzymać równowagę w ciasnych łódkach. Ja, nie mając pary, musiałam dołączyć do łódki ‘trenera’ ( śmiesznie to brzmi). Nigdy nie sądziłam, że 21-letni chłopak, to znaczy facet, może być taką niezdarą. Wpierw gdy wsiedliśmy do łódki, tzn. gdy ja wsiadłam, bo on jedną nogą był w jeziorze. Potem, gdy pomogłam mu wsiąść, tak zamachnął gitarą, że to wleciała do jeziora.  Nieodwołalnie, Louis przejął moją gitarę, a ja próbowałam nastroić jego. Lecz najgorsze było dopiero przed nami. Wiecie, żeby łódka mogła płynąć, potrzebne są wiosła. I o tym Louis zapomniał. Wiatr był dość spory, więc spokojnie nasza łódka zostałą przywiana na środek jeziora. I jeszcze tak dla zdołowania… TYLKO nasza dwójka zapomniała o wiosłach. Myślałam, że uduszę człowieka gołymi rękami. Wrzeszczałam na niego, wyzywając go od idiotów. Pozostali chcieli nam w jakiś sposób pomóc, lecz oni też mieli tylko po jednym wiośle. Siedziałam z idiotą przez dwie godziny w łódce, na środku już zimnego jeziora. Pozostali już wzywali pomoc, lecz musieliśmy czekać. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja jak idiotka marzłam w starej łódce. Tomlinson dał mi swoją kurtkę, co było bardzo miłego z jego strony, ale widząc że on się trzęsie jak galareta chciałam mu ją oddać. Ten definitywnie odmówił, tłumacząc, że ‘on jest facetem i żadne zimno mu nie przeszkadza’. Dopiero zdecydował się ją przyjąć, gdy zaczął psikać jak oszalały. Minuty i godziny mijały. Żadna pomoc się nie zbliżała. Na szczęście w swoim plecaku znalazłam resztki jakiejś czekolady i w niecałe kilka  sekund ją wciągnęliśmy. Trochę się rozgrzaliśmy przez to i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o ‘gwiazdce’, która tak naprawdę w ogóle nie gwiazdorzyła. {jeżeli czytasz ten rozdział, napisz w komentarzu na początku słowo „DIRECTION”, z góry dzięki x autor}Zachowywał się jak normalny chłopak. No może nie normalny, bo cały czas się śmiał i wyglądał jakby był niedorozwinięty. Dlatego właśnie nie chciałam mu podać swojego imienia. Potem zaczął strzelać, lecz na marne mu to wychodziło, choć wyglądało uroczo. Nie myślcie sobie, że się w nim zauroczyłam, czy coś po prostu.. Był osobą, która wywoływała u mnie niepohamowane ataki śmiechu. Był kimś, przy kim zapominała o mojej przeszłości… W końcu pomoc nadjechała, a tomlinson wyznał, że w jakiś sposób mi to wynagrodzi. Nie sądziłam, że mówi poważnie, lecz dziś, budząc się, ujrzałam na swoim nocnym stoliku wielką bombonierkę i… teraz uważajcie… jedną z tych cudownych gitar, jakie są sprzedawane w najdroższych brytyjskich sklepach muzycznych. Od razu chciałam mu ją zwrócić i powiedzieć, że nie mogę tego przyjąć, lecz ten znów się uniósł swoją dumą i powiedział, że mi się należy. Wyściskałam chłopaka najmocniej jak potrafiłam, a ten ciągle się śmiejąc, mówił że już nigdy nie zapomni o wiosłach.
Dziś cała piątką idiotów wyjeżdża. Wiem, że to dziwne, ale się z nimi zżyłam. Tzn. z tomlinson’em przez te całe trzy dni, a z pozostałą czwórką tak naprawdę dzisiaj.  Nie wiem jak, nie wiem kiedy, nie pytajcie mnie, ale przez całe ‘pożegnalne przyjęcie’ z nimi rozmawiałam. Harry rzeczywiście, tak jak myślałam, zdał się zboczonym nastolatkiem, Zayn zapatrzonym w swoje piękno, Liam najroztropniejszym, a Niall wiecznie głodnym. I to wszystko w jak najlepszym tego słowa znaczeniu.  Wreszcie kogoś tak naprawdę polubiłam, a oni już wyjeżdżają. Będę najzwyczajniej tęsknić…”

-Przepraszam, mogę wejść na chwilę?- drzwi od pokoju nieznacznie się uchyliły, a w nich pojawił się nie kto inny, jak sam Tomlinson. Skinęłam delikatnie głową, chowając pamiętnik, a ten wjechał do pokoju z kilkoma swoimi bagażami. Jednak już wyjeżdżają…

Przysiadł na skraju mojego łóżka, nieznacznie się uśmiechając. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nastała niezręczna cisza, a ja zbytnio nie wiedziałam jak ją przerwać. I nurtowało mnie pytanie, dlaczego przyszedł do mojego pokoju. Przecież się już żegnaliśmy…
-Chciałem się jeszcze raz pożegnać-uśmiechnął się w moją stronę-mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 
-Ja również, ale tym razem mam nadzieję, że jeżeli będziemy gdzieś wyjeżdżać, nie zapomnisz że do łódki potrzeba są wiosła.-zażartowałam.
-Też mam taką nadzieję.-zawtórował mi. Lecz nadal w jego widziałam coś, co raczej nie mówiła, że głównym celem jego odwiedzin jest pożegnanie. –Wiesz, mam jeszcze coś dla ciebie.
Oho, wiedziałam że o coś innego chodziło.
-Wiem, że niedługo są twoje urodziny.-zaczął, a ja zrobiłam zaskoczoną minę-Nie dziw się tak, twoja przyjaciółka po prostu nie umie trzymać języka za zębami.-zaśmiał się ponownie- A więc, z okazji twoich już 18-stych urodzin chciałbym ci życzyć wszystkiego najlepszego i wręczyć ci pewien prezent. 
-Co, kolejny prezent?- zaprotestowałam- Nie zgadzam się, Lou. Nie mogę znów od ciebie czegoś przyjąć. |
-Oj, nie gadaj mała. Lepiej zamknij oczy i się odwróć. – roześmiał się. I tak nazwał mnie mała. Nie mogąc trafić na moje imię, właśnie tak zaczął mnie nazywać. 
Po chwili wykonałam jego polecenie, ciągle protestując. Następnie poczułam na szyi coś zimnego. Uchyliłam powieki, a moim oczom ukazał się przepiękny złoty łańcuszek, na którym widniała mała nutka. Nie wiedziałam co powiedzieć. To było tak cudowne, że zapierało dech w piersiach. Dodatkowo, po drugiej stronie widniał napis:
„Dla ‘małej, od wujka Tomlinosna”
Tak, na tomlinsona, w ciągu tych trzech dni zdarzało mi się mówić wujek, ale tylko dlatego żeby go zdenerwować. Lecz temu widocznie się to spodobało i chciał to uwiecznić. 
-To jest tak cudowne, że nie wiem co mam powiedzieć.- wreszcie odpowiedziałam, ciągle przyglądając się prezentowi. 
-Oj tam. To nic takiego.  Ale jeżeli chcesz mi podziękować, to znam pewien sposób.-z szatańskim uśmieszkiem wskazał na swój policzek, a ja automatycznie zrozumiałam o co mu chodzi. Wywracając oczami, ciągle się uśmiechając, pocałowałam Tomlinsona w prawy policzek.
I wtedy to poczułam. 
Moje ciało oblała fala ciepła. Tętno mimowolnie mi przyspieszyło, a usta stały. Po chwili odsunęłam się od lou’ego, ciągle czując jego skórę na ustach. To było dziwne, bardzo…
W końcu chłopak powiedział, że musi się już zbierać. Myślałam, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale po chwili zamknął swoje usta. Będąc już przy drzwiach, dopiero z czegoś zdałam sobie sprawę. 
-Louis, poczekaj. –chłopak automatycznie się zatrzymał, i ponownie obdarował mnie tym cudownym uśmiechem-Przecież jeszcze nadal ci się nie przedstawiłam. 
Ten wybuchł gromkim śmiechem, mówiąc że ‘wreszcie poszłam po rozum do głowy’. Wyciągnęłam w jego stronę nieznacznie dłoń i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Mam na imię Valerie. Valerie Adams. 

____________________________
witajcie !
ta dammmm. Widzicie, jest kolejny rozdział! Sama nie mogę w to uwierzyć, ale jest. I wreszcie mi się go pisało w cudownej atmosferze, czyli podczas słuchania OWOA.
Rozdział krótki, wiem. I myślę, że takie będą się pojawiać. 
Nie chcę wymagać od was komentarzy. Ten, kto napisze go. Bardzo dziękuję. To mnie motywuje. Nie ma kom, to trochę mnie. No cóż...
Pozostawiam wam rozdział. Z lekka ckliwy, wiem. Ale, myślę że się spodoba. 
Nie wiem kiedy nowy, nie chce podawać dat. Będzie, jak mnie natchnie. 
Pozdrawiam. 




czwartek, 7 lutego 2013

Chapter Seven

*Louis*
-Auuu- zapiszczałem z bólu, który został wywołany moim „bliskim spotkaniem” z drugą osobą. Sala wrzała od przeróżnych parskań śmiechem i żartów na temat mojego niezdarstwa. Śmiechy dziewczyn spowodowały, że nawet mnie momentalnie zaczął się poprawiać humor, który został skopany przez mojego kochanego przyjaciele Liama, a dokładniej przez jego sadystyczne metody budzenia. No bo kto normalny wskakuje na łóżko, ugniatając moje biedne pośladki? „Mniejsza z tym…”
Po kilku próbach wreszcie udało mi się ponownie przywrócić do pozycji stojącej. Przedtem pozbierałem wszystkie karty zgłoszeniowe, rozcierając guz na mojej głowie, który z pewnością zaraz się tam pojawi. Otrzepałem swoje spodnie z wszelkich zanieczyszczeń, chcąc wreszcie zobaczyć  tego dowcipnisia , ( a raczej dowcipnisie, chyba tak to się odmienia, nie ? However…) który rozpętał tą całą salwę śmiechów, oraz był przyczyną mojego upadku…
To uczucie, które poczułam od samego kręgosłupa po kostki, widząc te czekoladowe tęczówki… Niesamowite. Jedyne słowa która cisnęły mi się w tej chwili na usta. 
ONA.
Siedziała,  a raczej była zwinięta w kłębek na własnym krześle, nie mogąc się opanować.  Przyciskała drobne kolana do twarzy, myśląc, że nikt nie zauważy jej śmiechu. Dopiero po chwili zdołała się opanować, a jej stopy zwisały wesoły z siedziska. „Jaka ona niziutka” Dopiero teraz to zauważyłam. Stopy, ledwo sięgające to podłoża, a rozmiar, mógłbym przysiąc, że ledwo 36. Po chwili przypatrywania się drobnej osóbce, wreszcie delikatnie spojrzałem na jej roześmianą twarzyczkę…
„Roześmianą twarzyczkę…” Na te słowo odbijające się z łoskotem w mojej głowie, prawie co zawrzałem. Dziewczyna, która wczoraj wydawała mi się górą nieszczęść, nie potrafiąca się do niczego ani nikogo uśmiechnąć, dając tylko zdawkowe odpowiedzi i uszczypliwe uwagi, dziś śmiała się w najlepsze. A na dodatek tego, na jej twarzy promieniał taki piękny uśmiech, ukazujący rządek śnieżnobiałych zębów. Miał coś w sobie… coś niezwykłego? Tak, na pewno. Nie mogłem napatrzeć się na ten cudowną radość i rozbawianie emanujące z jej twarzyczki. 
„Dobra, przestań się tak na nią gapić” podpowiadał mi głos w głowię, lecz kolejny odpowiedział „A co ci się stanie? Przecież to nie jest nielegalne” Otrząsnęłam głową, nie chcąc słuchać sumienia. Nie mogłem uwierzyć, że przyszła. Przyjęła moją prośbę.” Tzn. że mnie jednak lubi” Rozmarzyłem się. I zagalopowałem.”Przecież jak ktoś gdzieś przychodzi, to nie oznacza, że od razu chce się rzucić w ramiona organizatorowi. A po drugie, ona nie miała innego wyboru” Ponownie odezwał się głos w głowie, a moja mina przybrała odwróconą podkówkę. „Fakt, ma racje…” Tak a’ propo, to z punktu widzenia osoby trzeciej, ta cała sytuacja musiała wyglądać dość komicznie. Moje ciągłe „wahanie nastroju” poprzez euforie do załamanie z pewnością wywołały by niepohamowane ataki śmiechu.
Ale jedno jest pewne. Jeżeli to ta zabawna sytuacja wywołała u niej taki uśmiech, to zdecydowanie mogę codziennie robić z siebie idiotę.”Ty nim zawsze jesteś” Nieważne…
Jak zaczarowany wpatrywałem się w cud zesłany od Boga, lecz oczywiście coś musiała zepsuć całą sielankę..Coś, czyli ja, prawdę mówiąc. Dziewczyna musiała zauważyć, że wpatrywałam się w nią jak głupi do sera. Pewnie pomyślała „ Następny idota” Brawo Tomlinson…


*Valerie*
Ok, nie powiem. Ta cała sytuacja mnie rozśmieszyła. A nawet bardzo. Niecodziennie widzi się ‘gwiazdę’ przewracającą się przez biedną, drobną osóbkę (oh, muszę się trochę dowartościować) wydając przy tym podejrzane odgłosy. Do tego, gdy tak śmiesznie rozcierał sobie głowę, robiąc przy tym minę, którą na pewno nie chciałby zobaczyć w kolorowych gazetkach. Przypominała ona… Nevermind. Ale gdybym miała aparat, mogłabym spokojnie wkopać drogie pana T. i już nie byłby tym wesołym idiotą. Mniejsza z tym. Moja jakże dobre serduszko nie mogłoby znieść takiego bólu, które wyrządziłabym gwieździe (czujecie ten sarkazm, nie?)
Już  dawno nic nie wywołało u mnie takiego niepohamowanego ataku śmiechu. Nawet opowiecie Sally o jej „mężu Harry’m” Dziewczyny siedzące przede mną też się śmiały. Nawet w pewnej chwili, nie mogłam się domyślić czy z zagapienia pana T. czy z mojego śmiechu. Nie mogąc wytrzymać musiałam podkulić nogi na krześle, bo czułam, że zaraz wybuchnę płaczem, który byłby spowodowany tą „głupawką” Po czasie dopiero doszłam do siebie, lecz dziwnie się czułam, widząc pary oczy wlepionych wprost we mnie. Nawet Tomlinson patrzył się nie mnie jak jakąś psychopatkę, lecz w jakiś inny sposób niż dziewczyny…
Odkrząknął po chwili, podając mi pognieciony kawałek papieru, który był najprawdopodobniej formularzem, który musiałam wypełnić, aby brać udział w zajęciach.
-Proszę, to dla ciebie. I przepraszam za ten mały incydent, no bo wiesz… Ja naprawdę  nie chciałem… To po prostu tak nagle…. Ty się odwróciłaś… Ja akurat szedłem… I .. Tak… No…- skończył swoją ciekawą przemowę, widząc mój wzrok. Tym razem ja wpatrywałam się w niego jak psychopatkę, choć szczerze mówiąc, znów mogłabym wybuchnąć niepohamowanym atakiem śmiechu. „No bo to było śmieszne,nie…”
Widząc już moje lekkie rozbawienie, zaczerwienił się na całej twarzy i w oka mgnieniu obrócił się na pięcie. Ponownie wypakowując swoją gitarę usłyszałam w oddali:
-I miło mi, że jednak przyszłaś.
Spojrzałam w stronę chłopaka, posyłając mu uśmiech, który z niewiadomych przyczyn wykwitł na mojej twarzy, lecz ten już tego niestety nie zauważył…

-No to jak..-okrzyknął Tomlinson, po omówieniu z nami części organizacyjnej czyli co będziemy robić. Trochę mi się to głupie wydawało, no bo skoro wybrałyśmy warsztaty z gry na gitarze, to raczej tylko nią będziemy operować, nie? -Możemy chyba zaczynać.  Każda z Was zagra jakiś przebój, a inny będą musieli odgadnąć cóż to takiego, okej? I jeżeli któraż z Was zbytnio nie będzie sobie mogła poradzić, to z pewnością pomogę. To ja może zacznę…
Wypowiadając ostatnie słowo, szybko obrócił gitarę, a po chwili dało się słyszeć ciepłą melodie. Naprawdę mi się spodobała. Była taka inna… wydawało mi się, ze gdzieś ją kiedyś już słyszałam. Chciałam się wsłuchać w dalsze akordy i usłyszeć słowa piosenki, lecz jakaś różowa landrynka z bluzką z twarzami całego zespołu ( #bożedopomóż) wrzasnęła na całą salę
-LOOK AFTER YOU !
A kolejna z drugiego końca audytorium dopowiedziała
-BY THE FRAY!
No to dałyście mi się nacieszyć utworem, pomyślałam. Następne utwory wykonywane przez dziewczyny były tak komercyjne, że ledwo dało ich się słuchać. Same ich głosy były bardzo przyjemne, lecz ciężkie uderzanie o struny nie przynosiło żadnych pozytywnych emocji.  I oczywiście były to same utwory One Direction… Jakby naprawdę nie znały innych wykonawców. Jedynie jedna małą dziewczynka, najwyżej 10 lat, zagrała „Baby” Justina Biebera... „No tak, rzeczywiście baaardzo wyróżniające…”
Nagle poczułam łokieć który wbił się moje żebra. Delikatnie jęknęłam, obracając się w stronę dziewczyny która była przyczyną mojego bólu.  I właśnie tamtym momencie zrozumiałam, że nadszedł czas mojego „występu”….
„Dobra, uspokój się Valerie” podpowiadał mi głos w głowie. „Wystukasz kilka akordów, nawet nie musisz śpiewać.”Łatwo było mówić. Drżałam na tym krześle jak galareta, choć nigdy takie rzeczy mi się nie zdarzają. Opanowana Valerie nigdy nie boi się niczego, zawsze jest na wszytsko przygotowana. Ale tym razem oczywiście wszytsko musiało być inaczej. Widząc tyle par oczu wpatrzonych w moją osobę, ledwo przełykałam ślinę. Otarłam spocone ręce o jeansy, mając nadzieje, że nikt nie zobaczy mojego zdenerwowania. Moja pewność siebie, nagle się ulotniła jak bańska mydlana. „Brawo Adams, kolejny raz robisz z siebie idiotkę.” Podsuwał zdradziecki głos w głowie. Choć naprawdę miał racje.
Bardzo powolnym ruchem przekręciłam gitarę w odpowiednim kierunku. Przejechałam kciukiem po strunach, sprawdzając, czy jednak nie jest na tyle rozstrojona, żeby zrobić następnie maślane oczka, mówiąc, że nie mam tunera do nastrojenia. Niestety, struny brzmiały niemal perfekcyjnie, każda nuta była na swoim miejscu. „Teraz piosenka” pomyślałam. Oczywiście w tym momencie z mojej głowy wywietrzały jakiekolwiek tytuły. Nic, pustka. Uwielbiałam swój mózg po prostu. Wtedy, kiedy czegoś naprawdę potrzebuje, to tego nie mogę znaleźć. Mam tak zawsze na angielskim. Gdy muszę przypomnieć sobie imiona bohaterów literatury, o czym myślę ja? Wtedy musi mi się przypomnieć fenoloftaleina z ostatnich zajęć na chemii. „Valerie, myśl”
-Ekh, przepraszam. Mogłabyś się pospieszyć?- odkrząknął Tomlinson, lecz nie było w tym nuty zniecierpliwienia. Przeciwnie, jakby mnie po prostu zachęcał.
„Łatwo ci mówić” pomyślałam. Szybko przeleciałam w głowie, szukając odpowiedniego tytułu. To nie mogło być coś tandetnego, ani głupiego. Lecz musiało być przebojem, i trochę wesołości również zawierać. Coś odpowiedniego na gitarę….
MAM.

<KLIK>

Rozbrzmiały pierwsze nuty utworu Taylor w moim wykonaniu, a ja przed swoimi oczami od razu ujrzałam ostatnie zajęcia w mojej starej szkole. Pani Grey, nauczycielka muzyki, poprosiła mnie abym wykonała utwór, który od pewnego czasu najbardziej do mnie przemawia. Wybrałam akurat ten, ponieważ ostatnio usłyszałam ją w Igrzyskach Śmierci, ale nie tylko dlatego. Kojarzył mi się w wolnością i bezpieczeństwem.. Czymś, co chciałam zawsze posiadać.
Mojemu delikatnemu uderzaniu o struny, po chwili zaczął towarzyszyć jakiś nowy dźwięk gitary. Gitary akustycznej. A gitarę taką posiadała tylko jedna osoba. Zwróciłam się w stronę Tomlinsona, który z uśmiechem wpatrywał się w swoją gitarę. Po chwili dołączył ze swoim jakże ciepłym głosem, a nasze melodie połączyły się w jedność. Głos chłopaka był niesamowicie wciągający. Nie był mocny, lecz miał w sobie to zasadnicze coś. Nadal wspólnie tonęliśmy w słowach piosenki, bo nikt nie przerwał nam przedstawienia. Nie chodzi nawet oto, że nikt nie znał tytułu, bo to nie mogłoby być możliwe. Wszyscy poczuli, że nie chcę kończyć utworu, bo w nim mogę poczuć się sobą. Mogę pokazać moje prawdziwe ja..
                    
                                                               ~*~
*Louis*
-GŁODNY… GŁODNY… GŁODNY JESTEM!- wydarł się Horan, gdy akurat wchodziłem zmordowany po całym dniu spędzonym na warsztatach. Widok, który ujrzałam od razu po przekroczeniu progu pokoju, w żadnym stopniu mnie nie zaskoczył. Harry leżał rozwalony na kanapie, przykryty kocem, oglądając jakieś durne seriale i grzebał w swoim Iphonie. Zayn  siedział, oczywiście też rozwalony, z nosem utkwionym przed wyświetlaczem telefonu i pewnie sms’ował z Perrie. Takiemu to dobrze… A Niall? Jak na Horana, żarłoka przystało, siedział ładnie przy stole, wymachując na lewo i prawo widelcem i wykrzykiwał nikomu dotąd nie znane słowa, które miały wskazywać na jego zniecierpliwienie. Liam oczywiście próbował załagodzić całą sytuację, wrzeszcząc z kuchni, że zaraz obiad będzie gotowy.  Strudzony po całym dniu opadłem na krzesło obok blondyna, przyglądając się mu z zaciekawieniem, gdzie on to wszystko mieści. Na siłowanie chodzić nie chciał, żądnego sportu uprawić też. Ostatnim razem, gdy wzięliśmy go z Harry’m na małą przebieżkę po parku, zbytnio dobrze się to nie skończyło. Jeżeli zbytnio można nazwać zawroty głowy i wymioty, przez co o mało do szpitala nie trafiliśmy… Od tego czasu Żarłok przemieszcza się tylko samochodami.
-Obiad, ruszcie tyłki i do stołu!- zakomunikował Liam, a mnie widząc ogromnego kurczaka, leżącego tuż przed moim talerzem, zaczęła ciec ślinka i wraz z Horanem rzuciłem się na królewskie danie.

-Chłopaki, nie żeby coś, ale ktoś musi dziś pozmywać po obiedzie!- ledwo wydukał Harry, leżąc do góry brzuchem po naszej uczcie. Nie powiem, była wyśmienita. Nie licząc tego, że ledwo załapaliśmy się na dokładkę, bo Niall nie chciał się podzielić, naprawdę była wyborna.-A więc… Ja zmywałem wczoraj, Zayn i Niall po ostatniej imprezie, a Liam dziś wszystko ugotował, więc nie wchodzi w gre… Więc pozostajesz ty, Louis.
Przewróciłem oczami, wiedząc że nie wywinę się od ‘domowych’ porządków. Chłopaków traktowałem jak swoją najbliższą rodzinę. Byli dla mnie jak bracia. Zawsze można było na nich liczyć, pomimo wszelkich kłótni i bijatyk. 
Poczłapałam do kuchni z pełnym naręczem naczyń. Nie zdążyłam nawet wszystkiego dobrze poukładać w zmywaku, a Liam ze swoją nutą przerażenie zawołał mnie ponownie do pokoju. „No ładnie” pomyślałem. „Pewnie coś zepsuli, a teraz chcą na mnie zwalić. Mendy jedne”
Wchodząc do salonu, miny całej pozostałej czwórki wskazywały na coś zupełnie innego. Harry z Zaynem wpatrywali się w siebie, jakby zobaczyli kosmitów, o Horan wraz z Liam’em wertowali jakieś papiery.
-Powiecie mi może łaskawie, o co chodzi? Bo nie chcę nocą dopiero zabrać się za te naczynia. Też mam zamiar spać, jakbyście nie wiedzieli- zripostowałam, siadając na fotel. Blondynek wraz z przyjacielem nieswojo obruszyli się na sofie, a ja ze znużenia uderzałam palcami o stoliczek.
-No to ten, Louis-zaczął Horan- bo przeglądaliśmy te wszystkie zgłoszenia ludzi, którzy biorą udział w warsztatach… No i ten…
-Horan,  weź wreszcie mu powiedz-przerwał mu mulat- Niall chciał powiedzieć, że znalazł wypełniony biuletyn tej twojej całej Valerie.
Serce wywróciło koziołki, a ręce autom automatycznie zaczęły mi się pocić. Valerie… moja Valerie jednak tu jest. W tym domu dziecka. Wiedziałem, że w Doncaster, ale nie myślałem że akurat w tym. Gorączkowo zacząłem szukać w pamięci momentów, w których mogłem już poznać przyjaciółkę, lecz nic nie przychodziło mi do głowy.
-No i jest jeszcze jedna sprawa…- przerwał Liam, łamiącym głosem. Nie wiedziałem dlaczego tak się denerwuje, lecz przez słowa, która po chwili wydał Styles, zrozumiałem ich postawy.
-Bo wiesz… ta Valerie chodzi na twoje warsztaty. Ona jest w twojej grupie, na gitarze.
_________________________
Witajcie ! (:

Wreszcie wracam z nowym i myślę, że dość długim rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
W ten poniedziałek rozpoczynam ferie, więc myślę że nowy rozdział właśnie w tym czasie jeszcze się pojawi. Ale mam do was prośbę. Widzę, że jest już 20 obserwujących i z tego faktu niezmiernie się cieszę. To, czy chociaż te 75% mogłoby pozostawić po sobie jakiś ślad? Jeżeli nie komentarz, to choćby zaznaczcie reakcje. 

Dlatego proszę was, abyście pozostawili w sumie koło 15 'śladów' czyli komentarze+reakcje. Dla mnie to bardzo ważne, ponieważ dzięki tym małym rzeczom ( niczym little things :3) dostaję power'a na stworzenie kolejnego rozdziału.
To jak? Uda się Wam? 15 komentarzy i w tym reakcje, to pojawi się nowy rozdział.

Trochę powiewa szantażem, ale to naprawdę dla mnie ważne. 

Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na:

TT : Unununium
ask.fm : NagaShaaw

Jeżeli jesteś nowym czytelnikom, to bardzo mi ciebie tutaj powitać. Jeżeli podoba ci się moje opowiadanie, to zapraszam do dodanie się do obserwujących bądź w zakładce "informowani' proszę podać swojego tt (:


Jeszcze raz : mam nadzieję, że wam się podoba i proszę o pozostawienie śladu po sobie. 

~Wasza yuumy.


edit: proszę was o zaznaczanie głosu w ankiecie, jeżeli regularnie odwiedzacie mojego bloga (: