czwartek, 7 lutego 2013

Chapter Seven

*Louis*
-Auuu- zapiszczałem z bólu, który został wywołany moim „bliskim spotkaniem” z drugą osobą. Sala wrzała od przeróżnych parskań śmiechem i żartów na temat mojego niezdarstwa. Śmiechy dziewczyn spowodowały, że nawet mnie momentalnie zaczął się poprawiać humor, który został skopany przez mojego kochanego przyjaciele Liama, a dokładniej przez jego sadystyczne metody budzenia. No bo kto normalny wskakuje na łóżko, ugniatając moje biedne pośladki? „Mniejsza z tym…”
Po kilku próbach wreszcie udało mi się ponownie przywrócić do pozycji stojącej. Przedtem pozbierałem wszystkie karty zgłoszeniowe, rozcierając guz na mojej głowie, który z pewnością zaraz się tam pojawi. Otrzepałem swoje spodnie z wszelkich zanieczyszczeń, chcąc wreszcie zobaczyć  tego dowcipnisia , ( a raczej dowcipnisie, chyba tak to się odmienia, nie ? However…) który rozpętał tą całą salwę śmiechów, oraz był przyczyną mojego upadku…
To uczucie, które poczułam od samego kręgosłupa po kostki, widząc te czekoladowe tęczówki… Niesamowite. Jedyne słowa która cisnęły mi się w tej chwili na usta. 
ONA.
Siedziała,  a raczej była zwinięta w kłębek na własnym krześle, nie mogąc się opanować.  Przyciskała drobne kolana do twarzy, myśląc, że nikt nie zauważy jej śmiechu. Dopiero po chwili zdołała się opanować, a jej stopy zwisały wesoły z siedziska. „Jaka ona niziutka” Dopiero teraz to zauważyłam. Stopy, ledwo sięgające to podłoża, a rozmiar, mógłbym przysiąc, że ledwo 36. Po chwili przypatrywania się drobnej osóbce, wreszcie delikatnie spojrzałem na jej roześmianą twarzyczkę…
„Roześmianą twarzyczkę…” Na te słowo odbijające się z łoskotem w mojej głowie, prawie co zawrzałem. Dziewczyna, która wczoraj wydawała mi się górą nieszczęść, nie potrafiąca się do niczego ani nikogo uśmiechnąć, dając tylko zdawkowe odpowiedzi i uszczypliwe uwagi, dziś śmiała się w najlepsze. A na dodatek tego, na jej twarzy promieniał taki piękny uśmiech, ukazujący rządek śnieżnobiałych zębów. Miał coś w sobie… coś niezwykłego? Tak, na pewno. Nie mogłem napatrzeć się na ten cudowną radość i rozbawianie emanujące z jej twarzyczki. 
„Dobra, przestań się tak na nią gapić” podpowiadał mi głos w głowię, lecz kolejny odpowiedział „A co ci się stanie? Przecież to nie jest nielegalne” Otrząsnęłam głową, nie chcąc słuchać sumienia. Nie mogłem uwierzyć, że przyszła. Przyjęła moją prośbę.” Tzn. że mnie jednak lubi” Rozmarzyłem się. I zagalopowałem.”Przecież jak ktoś gdzieś przychodzi, to nie oznacza, że od razu chce się rzucić w ramiona organizatorowi. A po drugie, ona nie miała innego wyboru” Ponownie odezwał się głos w głowie, a moja mina przybrała odwróconą podkówkę. „Fakt, ma racje…” Tak a’ propo, to z punktu widzenia osoby trzeciej, ta cała sytuacja musiała wyglądać dość komicznie. Moje ciągłe „wahanie nastroju” poprzez euforie do załamanie z pewnością wywołały by niepohamowane ataki śmiechu.
Ale jedno jest pewne. Jeżeli to ta zabawna sytuacja wywołała u niej taki uśmiech, to zdecydowanie mogę codziennie robić z siebie idiotę.”Ty nim zawsze jesteś” Nieważne…
Jak zaczarowany wpatrywałem się w cud zesłany od Boga, lecz oczywiście coś musiała zepsuć całą sielankę..Coś, czyli ja, prawdę mówiąc. Dziewczyna musiała zauważyć, że wpatrywałam się w nią jak głupi do sera. Pewnie pomyślała „ Następny idota” Brawo Tomlinson…


*Valerie*
Ok, nie powiem. Ta cała sytuacja mnie rozśmieszyła. A nawet bardzo. Niecodziennie widzi się ‘gwiazdę’ przewracającą się przez biedną, drobną osóbkę (oh, muszę się trochę dowartościować) wydając przy tym podejrzane odgłosy. Do tego, gdy tak śmiesznie rozcierał sobie głowę, robiąc przy tym minę, którą na pewno nie chciałby zobaczyć w kolorowych gazetkach. Przypominała ona… Nevermind. Ale gdybym miała aparat, mogłabym spokojnie wkopać drogie pana T. i już nie byłby tym wesołym idiotą. Mniejsza z tym. Moja jakże dobre serduszko nie mogłoby znieść takiego bólu, które wyrządziłabym gwieździe (czujecie ten sarkazm, nie?)
Już  dawno nic nie wywołało u mnie takiego niepohamowanego ataku śmiechu. Nawet opowiecie Sally o jej „mężu Harry’m” Dziewczyny siedzące przede mną też się śmiały. Nawet w pewnej chwili, nie mogłam się domyślić czy z zagapienia pana T. czy z mojego śmiechu. Nie mogąc wytrzymać musiałam podkulić nogi na krześle, bo czułam, że zaraz wybuchnę płaczem, który byłby spowodowany tą „głupawką” Po czasie dopiero doszłam do siebie, lecz dziwnie się czułam, widząc pary oczy wlepionych wprost we mnie. Nawet Tomlinson patrzył się nie mnie jak jakąś psychopatkę, lecz w jakiś inny sposób niż dziewczyny…
Odkrząknął po chwili, podając mi pognieciony kawałek papieru, który był najprawdopodobniej formularzem, który musiałam wypełnić, aby brać udział w zajęciach.
-Proszę, to dla ciebie. I przepraszam za ten mały incydent, no bo wiesz… Ja naprawdę  nie chciałem… To po prostu tak nagle…. Ty się odwróciłaś… Ja akurat szedłem… I .. Tak… No…- skończył swoją ciekawą przemowę, widząc mój wzrok. Tym razem ja wpatrywałam się w niego jak psychopatkę, choć szczerze mówiąc, znów mogłabym wybuchnąć niepohamowanym atakiem śmiechu. „No bo to było śmieszne,nie…”
Widząc już moje lekkie rozbawienie, zaczerwienił się na całej twarzy i w oka mgnieniu obrócił się na pięcie. Ponownie wypakowując swoją gitarę usłyszałam w oddali:
-I miło mi, że jednak przyszłaś.
Spojrzałam w stronę chłopaka, posyłając mu uśmiech, który z niewiadomych przyczyn wykwitł na mojej twarzy, lecz ten już tego niestety nie zauważył…

-No to jak..-okrzyknął Tomlinson, po omówieniu z nami części organizacyjnej czyli co będziemy robić. Trochę mi się to głupie wydawało, no bo skoro wybrałyśmy warsztaty z gry na gitarze, to raczej tylko nią będziemy operować, nie? -Możemy chyba zaczynać.  Każda z Was zagra jakiś przebój, a inny będą musieli odgadnąć cóż to takiego, okej? I jeżeli któraż z Was zbytnio nie będzie sobie mogła poradzić, to z pewnością pomogę. To ja może zacznę…
Wypowiadając ostatnie słowo, szybko obrócił gitarę, a po chwili dało się słyszeć ciepłą melodie. Naprawdę mi się spodobała. Była taka inna… wydawało mi się, ze gdzieś ją kiedyś już słyszałam. Chciałam się wsłuchać w dalsze akordy i usłyszeć słowa piosenki, lecz jakaś różowa landrynka z bluzką z twarzami całego zespołu ( #bożedopomóż) wrzasnęła na całą salę
-LOOK AFTER YOU !
A kolejna z drugiego końca audytorium dopowiedziała
-BY THE FRAY!
No to dałyście mi się nacieszyć utworem, pomyślałam. Następne utwory wykonywane przez dziewczyny były tak komercyjne, że ledwo dało ich się słuchać. Same ich głosy były bardzo przyjemne, lecz ciężkie uderzanie o struny nie przynosiło żadnych pozytywnych emocji.  I oczywiście były to same utwory One Direction… Jakby naprawdę nie znały innych wykonawców. Jedynie jedna małą dziewczynka, najwyżej 10 lat, zagrała „Baby” Justina Biebera... „No tak, rzeczywiście baaardzo wyróżniające…”
Nagle poczułam łokieć który wbił się moje żebra. Delikatnie jęknęłam, obracając się w stronę dziewczyny która była przyczyną mojego bólu.  I właśnie tamtym momencie zrozumiałam, że nadszedł czas mojego „występu”….
„Dobra, uspokój się Valerie” podpowiadał mi głos w głowie. „Wystukasz kilka akordów, nawet nie musisz śpiewać.”Łatwo było mówić. Drżałam na tym krześle jak galareta, choć nigdy takie rzeczy mi się nie zdarzają. Opanowana Valerie nigdy nie boi się niczego, zawsze jest na wszytsko przygotowana. Ale tym razem oczywiście wszytsko musiało być inaczej. Widząc tyle par oczu wpatrzonych w moją osobę, ledwo przełykałam ślinę. Otarłam spocone ręce o jeansy, mając nadzieje, że nikt nie zobaczy mojego zdenerwowania. Moja pewność siebie, nagle się ulotniła jak bańska mydlana. „Brawo Adams, kolejny raz robisz z siebie idiotkę.” Podsuwał zdradziecki głos w głowie. Choć naprawdę miał racje.
Bardzo powolnym ruchem przekręciłam gitarę w odpowiednim kierunku. Przejechałam kciukiem po strunach, sprawdzając, czy jednak nie jest na tyle rozstrojona, żeby zrobić następnie maślane oczka, mówiąc, że nie mam tunera do nastrojenia. Niestety, struny brzmiały niemal perfekcyjnie, każda nuta była na swoim miejscu. „Teraz piosenka” pomyślałam. Oczywiście w tym momencie z mojej głowy wywietrzały jakiekolwiek tytuły. Nic, pustka. Uwielbiałam swój mózg po prostu. Wtedy, kiedy czegoś naprawdę potrzebuje, to tego nie mogę znaleźć. Mam tak zawsze na angielskim. Gdy muszę przypomnieć sobie imiona bohaterów literatury, o czym myślę ja? Wtedy musi mi się przypomnieć fenoloftaleina z ostatnich zajęć na chemii. „Valerie, myśl”
-Ekh, przepraszam. Mogłabyś się pospieszyć?- odkrząknął Tomlinson, lecz nie było w tym nuty zniecierpliwienia. Przeciwnie, jakby mnie po prostu zachęcał.
„Łatwo ci mówić” pomyślałam. Szybko przeleciałam w głowie, szukając odpowiedniego tytułu. To nie mogło być coś tandetnego, ani głupiego. Lecz musiało być przebojem, i trochę wesołości również zawierać. Coś odpowiedniego na gitarę….
MAM.

<KLIK>

Rozbrzmiały pierwsze nuty utworu Taylor w moim wykonaniu, a ja przed swoimi oczami od razu ujrzałam ostatnie zajęcia w mojej starej szkole. Pani Grey, nauczycielka muzyki, poprosiła mnie abym wykonała utwór, który od pewnego czasu najbardziej do mnie przemawia. Wybrałam akurat ten, ponieważ ostatnio usłyszałam ją w Igrzyskach Śmierci, ale nie tylko dlatego. Kojarzył mi się w wolnością i bezpieczeństwem.. Czymś, co chciałam zawsze posiadać.
Mojemu delikatnemu uderzaniu o struny, po chwili zaczął towarzyszyć jakiś nowy dźwięk gitary. Gitary akustycznej. A gitarę taką posiadała tylko jedna osoba. Zwróciłam się w stronę Tomlinsona, który z uśmiechem wpatrywał się w swoją gitarę. Po chwili dołączył ze swoim jakże ciepłym głosem, a nasze melodie połączyły się w jedność. Głos chłopaka był niesamowicie wciągający. Nie był mocny, lecz miał w sobie to zasadnicze coś. Nadal wspólnie tonęliśmy w słowach piosenki, bo nikt nie przerwał nam przedstawienia. Nie chodzi nawet oto, że nikt nie znał tytułu, bo to nie mogłoby być możliwe. Wszyscy poczuli, że nie chcę kończyć utworu, bo w nim mogę poczuć się sobą. Mogę pokazać moje prawdziwe ja..
                    
                                                               ~*~
*Louis*
-GŁODNY… GŁODNY… GŁODNY JESTEM!- wydarł się Horan, gdy akurat wchodziłem zmordowany po całym dniu spędzonym na warsztatach. Widok, który ujrzałam od razu po przekroczeniu progu pokoju, w żadnym stopniu mnie nie zaskoczył. Harry leżał rozwalony na kanapie, przykryty kocem, oglądając jakieś durne seriale i grzebał w swoim Iphonie. Zayn  siedział, oczywiście też rozwalony, z nosem utkwionym przed wyświetlaczem telefonu i pewnie sms’ował z Perrie. Takiemu to dobrze… A Niall? Jak na Horana, żarłoka przystało, siedział ładnie przy stole, wymachując na lewo i prawo widelcem i wykrzykiwał nikomu dotąd nie znane słowa, które miały wskazywać na jego zniecierpliwienie. Liam oczywiście próbował załagodzić całą sytuację, wrzeszcząc z kuchni, że zaraz obiad będzie gotowy.  Strudzony po całym dniu opadłem na krzesło obok blondyna, przyglądając się mu z zaciekawieniem, gdzie on to wszystko mieści. Na siłowanie chodzić nie chciał, żądnego sportu uprawić też. Ostatnim razem, gdy wzięliśmy go z Harry’m na małą przebieżkę po parku, zbytnio dobrze się to nie skończyło. Jeżeli zbytnio można nazwać zawroty głowy i wymioty, przez co o mało do szpitala nie trafiliśmy… Od tego czasu Żarłok przemieszcza się tylko samochodami.
-Obiad, ruszcie tyłki i do stołu!- zakomunikował Liam, a mnie widząc ogromnego kurczaka, leżącego tuż przed moim talerzem, zaczęła ciec ślinka i wraz z Horanem rzuciłem się na królewskie danie.

-Chłopaki, nie żeby coś, ale ktoś musi dziś pozmywać po obiedzie!- ledwo wydukał Harry, leżąc do góry brzuchem po naszej uczcie. Nie powiem, była wyśmienita. Nie licząc tego, że ledwo załapaliśmy się na dokładkę, bo Niall nie chciał się podzielić, naprawdę była wyborna.-A więc… Ja zmywałem wczoraj, Zayn i Niall po ostatniej imprezie, a Liam dziś wszystko ugotował, więc nie wchodzi w gre… Więc pozostajesz ty, Louis.
Przewróciłem oczami, wiedząc że nie wywinę się od ‘domowych’ porządków. Chłopaków traktowałem jak swoją najbliższą rodzinę. Byli dla mnie jak bracia. Zawsze można było na nich liczyć, pomimo wszelkich kłótni i bijatyk. 
Poczłapałam do kuchni z pełnym naręczem naczyń. Nie zdążyłam nawet wszystkiego dobrze poukładać w zmywaku, a Liam ze swoją nutą przerażenie zawołał mnie ponownie do pokoju. „No ładnie” pomyślałem. „Pewnie coś zepsuli, a teraz chcą na mnie zwalić. Mendy jedne”
Wchodząc do salonu, miny całej pozostałej czwórki wskazywały na coś zupełnie innego. Harry z Zaynem wpatrywali się w siebie, jakby zobaczyli kosmitów, o Horan wraz z Liam’em wertowali jakieś papiery.
-Powiecie mi może łaskawie, o co chodzi? Bo nie chcę nocą dopiero zabrać się za te naczynia. Też mam zamiar spać, jakbyście nie wiedzieli- zripostowałam, siadając na fotel. Blondynek wraz z przyjacielem nieswojo obruszyli się na sofie, a ja ze znużenia uderzałam palcami o stoliczek.
-No to ten, Louis-zaczął Horan- bo przeglądaliśmy te wszystkie zgłoszenia ludzi, którzy biorą udział w warsztatach… No i ten…
-Horan,  weź wreszcie mu powiedz-przerwał mu mulat- Niall chciał powiedzieć, że znalazł wypełniony biuletyn tej twojej całej Valerie.
Serce wywróciło koziołki, a ręce autom automatycznie zaczęły mi się pocić. Valerie… moja Valerie jednak tu jest. W tym domu dziecka. Wiedziałem, że w Doncaster, ale nie myślałem że akurat w tym. Gorączkowo zacząłem szukać w pamięci momentów, w których mogłem już poznać przyjaciółkę, lecz nic nie przychodziło mi do głowy.
-No i jest jeszcze jedna sprawa…- przerwał Liam, łamiącym głosem. Nie wiedziałem dlaczego tak się denerwuje, lecz przez słowa, która po chwili wydał Styles, zrozumiałem ich postawy.
-Bo wiesz… ta Valerie chodzi na twoje warsztaty. Ona jest w twojej grupie, na gitarze.
_________________________
Witajcie ! (:

Wreszcie wracam z nowym i myślę, że dość długim rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
W ten poniedziałek rozpoczynam ferie, więc myślę że nowy rozdział właśnie w tym czasie jeszcze się pojawi. Ale mam do was prośbę. Widzę, że jest już 20 obserwujących i z tego faktu niezmiernie się cieszę. To, czy chociaż te 75% mogłoby pozostawić po sobie jakiś ślad? Jeżeli nie komentarz, to choćby zaznaczcie reakcje. 

Dlatego proszę was, abyście pozostawili w sumie koło 15 'śladów' czyli komentarze+reakcje. Dla mnie to bardzo ważne, ponieważ dzięki tym małym rzeczom ( niczym little things :3) dostaję power'a na stworzenie kolejnego rozdziału.
To jak? Uda się Wam? 15 komentarzy i w tym reakcje, to pojawi się nowy rozdział.

Trochę powiewa szantażem, ale to naprawdę dla mnie ważne. 

Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na:

TT : Unununium
ask.fm : NagaShaaw

Jeżeli jesteś nowym czytelnikom, to bardzo mi ciebie tutaj powitać. Jeżeli podoba ci się moje opowiadanie, to zapraszam do dodanie się do obserwujących bądź w zakładce "informowani' proszę podać swojego tt (:


Jeszcze raz : mam nadzieję, że wam się podoba i proszę o pozostawienie śladu po sobie. 

~Wasza yuumy.


edit: proszę was o zaznaczanie głosu w ankiecie, jeżeli regularnie odwiedzacie mojego bloga (:


8 komentarzy:

  1. Co tak długo!?
    Następny ma być dużo szybciej :)
    Aaa! Nareszcie się poznają! :)
    Rozdział świetny :)

    @Anniie_Poland
    uwannasaygoodnight.blogspot.com
    youbringmesadness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, że tak rzadko dodajesz rozdziały, bo masz naprawdę fajny pomysł na blogaa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodawaj częściej proszę !! Świetny! Czekam na następny! Zapraszam na mojego bloga http://notidealbutmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAA.Wiedziałam , wiedziałam, wiedziałam ,że się znajdą!
    yeah! i tak ma być : D
    soł, warto było tyle czekać na TAAAAKI wspaniały rozdział.
    Kocham to opowiadanie i autorkę.
    (nagły przypływ euforii, zaraz mi przejdzie, nie martw się)

    OdpowiedzUsuń
  5. Proooooosimy, dodaj szybko kolejny !!! :(
    Bo ten był suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper świeeeeeeeeetny !!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Chce kolejny! *.* Chcę, żeby sobie wszystko wyjaśnili, zakochali się w sobie i mieli stadko dzieciaczków :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń